Wywiad z Marcinem Wołowcem

29 Grudnia 2013, godzina 09:19, autor:

Wywiad z Marcinem Wołowcem – II trenerem pierwszego zespołu oraz trenerem trampkarzy starszych Stali Rzeszów (rocznik 1999)

Zapraszamy do przeczytania wywiadu jakiego Piotrowi Ożogowi udziełił Marcin Wołowiec.

 

www.stalrzeszow.pl (Piotr Ożóg): Jesteś ze Stalą związany od najmłodszych swych lat – najpierw jako piłkarz, a następnie jako trener. Na początku tego wywiadu proponuję abyś krótko przedstawił się kibicom.

Marcin Wołowiec (MW): Witam, jako piłkarz to trochę za duże słowo (śmiech), ale fakt, od najmłodszych lat jestem związany ze Stalą Rzeszów i jestem z tego powodu bardzo dumny. Jestem wychowankiem tego klubu, moim trenerem przez wszystkie lata w grupach młodzieżowych był Ryszard Kuźma. Po zakończeniu wieku juniorskiego, zostałem w II drużynie, tam przez dwa sezony próbowałem coś kopać. Przyszedł trener Baniak i wypożyczono mnie do Stali Łańcut. Tam pograłem pół roku i wróciłem do Stali, ale to była już moja końcówka gry w piłkę. Załapałem, że z tego nie da rady wyżyć i tyle. Jakieś tam błędy w młodości popełniłem i staram się bronić przed nimi moich podopiecznych.

Marcin WołowiecPO: Za nami Święta Bożego Narodzenia. Jak spędziłeś ten czas?

MW: Wigilię spędziłem w domu z żoną i dziećmi oraz moim tatą i bratem, mama jest za granicą. Po kolacji wigilijnej udaliśmy się w rodzinne strony mojej żony tj. na Roztocze i tam spędziliśmy kilka dni, było bardzo sympatycznie, teraz organizm musi wrócić na odpowiednie obroty.

PO: Ten rok był dla Ciebie szalony. Najpierw zostałeś asystentem trenera Roberta Kasperczyka, następnie samodzielnie pracowałeś z pierwszym zespołem Stali, kiedy trenerem został Krzysztof Łętocha ponownie wróciłeś na „pozycję” tego drugiego. Oprócz tego prowadziłeś cały czas trampkarzy starszych Stali oraz kadrę Podkarpacia. Jak to wszystko ogarnąłeś?

MW: No tak, może szalony to on nie był tak do końca, bo staram się wszystko planować, ale to prawda, że pracy nie brakowało i tylko dzięki temu, że mam wyrozumiałą żonę, która mnie wspiera bardzo mocno jakoś udało się to ogarnąć. Bardzo duże znaczenie ma też to, że pracuję w Zespole Szkół Ogólnokształcących Nr 2 w Rzeszowie i mam możliwość prowadzenia grupy trampkarzy  w ramach lekcji wychowania fizycznego. Praca z kadrą wojewódzką to w zasadzie 6 meczy mistrzowskich w ciągu roku, do tego lipcowe finały ewentualnie, także też można to połączyć. Zresztą w kadrze zawsze jest dwóch trenerów. Ja pracowałem z Arturem Szkutnikiem, a od sierpnia 2013 roku z Darkiem Jęczkowskim. Niewątpliwie ten rok przyniósł mi bardzo dużo doświadczeń. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to zaowocuje.

PO: Z rocznikiem, który trenujesz osiągnąłeś niesamowite wyniki wygrywając w tym sezonie wszystkie ligowe mecze – a było ich 28. Oprócz tego w turnieju „Nike – Premier Cup” (Ogólnopolski Finał Klubowych Mistrzostw Polski rocznika 1999) zająłeś 5 miejsce. Jaką masz receptę na sukces?

MW: Biorąc pod uwagę mecze z 2012 roku, to jest już 40 zwycięstw pod rząd w lidze podkarpackiej. Receptą jest ciężka i systematyczna praca. Oprócz tego potrzeba mieć  w tym wszystkim dużo szczęścia, ale i temu szczęściu trzeba pomóc. Często słyszę, że mam fajnych i utalentowanych chłopaków, że trafiłem na rocznik. Owszem, ja nie mówię, że nie, ale tych chłopaków trzeba umieć przygarnąć, zachęcić, ukształtować im charakter, pokazać odpowiednią drogę. To nie jest tak, że jest fajna grupa i ona sobie będzie wygrywać wszystko i wszędzie. To są godziny treningów, setki ćwiczeń, dużo teorii itp. Ale najważniejsze jest też to, żeby dobrać sobie odpowiednich współpracowników. Ja mam to szczęście, że do tej pory mam świetnych i bardzo oddanych kierowników. Najpierw był Artur Stulin, potem wiele lat pracował ze mną Boguś Pańczak, kilka sezonów z juniorami Stali Rzeszów. W Strumyku Malawa oraz kadrze wojewódzkiej, to był Rafał Pomianek, który też bardzo dużo mi pomagał, a teraz cała grupa kierowników: Edek Sobczyk, Wojtek Marcinek, Anna Rajzer, Jurek Kaczmarek, Andrzej Zawadzki oraz inni rodzice, którzy często znajdują sponsorów lub sami są sponsorami. Dla nich składam serdeczne podziękowania, bo bez nich nie byłoby żadnej recepty na sukces.

Marcin WołowiecPO: Czy z tych chłopców ktoś ma szansę na to aby w przyszłości być podstawowym zawodnikiem pierwszej drużyny Stali?

MW: Chłopcy, którzy u mnie trenują i grają mają dużą szansę na to, aby stać się czołowymi piłkarzami w seniorach, lecz przed nimi jeszcze bardzo, bardzo długa droga do tego. Nie będę przytaczał żadnego nazwiska, żebym chłopakowi nie zrobił krzywdy, chociaż znam ich już na tyle, że mogę powiedzieć, iż jest to grupa bardzo roztropnych i twardo stąpających po ziemi młodych ludzi. Widzę, że mają charakter wojowników, są zmotywowani do pracy i chcą osiągnąć sukces. Jednak rynek piłkarski schodzi po coraz młodszych zawodników i z pewnością będą oni kuszeni przez inne kluby, ale jak na razie to te inne kluby niech dużo trenują, bo nie mają za wiele do zaproponowania.

PO: Wydaje się, ze jesteś stworzony do pracy z młodzieżą. Z wcześniejszym rocznikiem, który prowadziłeś zdobyłeś brązowy medal Mistrzostw Polski Juniorów Starszych. Duża liczba piłkarzy z tamtej drużyny jest teraz podstawowymi zawodnikami zespołu Krzysztofa Łętochy. Teraz kolejne sukcesy. Czy koncertujesz się tylko na pracy z młodymi piłkarzami?

MW: Nie, w tej chwili pracuję tam gdzie jestem potrzebny. Co będzie za jakiś czas to jeszcze nie wiem, czy to będzie praca z młodzieżą, czy z seniorami, to tak naprawdę nieważne. Chcę aby moja praca przynosiła efekty tym, którzy mnie zatrudniają, ale nie wolno zapomnieć też o tym, że mam rodzinę i muszę ją utrzymać, to normalne. Wracając do chłopaków, którzy zostali medalistami, to trzeba zaznaczyć, że to nie tylko ja z nimi pracowałem, to są chłopaki z grupy Grzegorza Musiała, Mariusza Drozda, Przemka Matuły. Dzisiaj w Stali Rzeszów gra bardzo dużo wychowanków i o to właśnie chodzi. Moim marzeniem jest, aby ta grupa wywalczyła awans do wyższej ligi, żeby stadion się zapełnił. Po to pracujemy w Stali Rzeszów.

Marcin WołowiecPO: Jesteś znany z tego, że masz bardzo duże poczucie humoru. Czy to pomaga czy przeszkadza w pracy?

MW: Zdecydowanie pomaga. Grupa sportowców to bardzo weseli ludzie. Trzeba umieć wpleść poczucie humoru w naszą pracę, bo bez tego nie będzie „chemii” w zespole. „Pompka” musi być, ważne jest też, aby umieć się pośmiać również z siebie. Moi zawodnicy wiedzą, że lubię się powygłupiać, ale musi to być w odpowiednim miejscu i momencie.

PO: Jeśli pojawiłaby się szansa pracy jako pierwszy trener seniorskiego zespołu, ale z warunkiem, że rezygnujesz z pracy z obecną młodzieżą. Co byś zrobił?

MW: Oj, to bardzo trudne pytanie. Jak chłopcy szli do Gimnazjum Sportowego to powiedziałem, że nie zostawię ich. Taki był warunek. Jak do tej pory udaje mi się to godzić. Życie jednak płata figle co jakiś czas i różnie może być.

PO: Kiedy z pracy w Stali zrezygnował Robert Kaspeczyk zostałeś warunkowo pierwszym trenerem. I tylko przez brak uprawnień nie zostałeś nim na dłużej. Czy planujesz w najbliższym czasie zrobić brakujący kurs trenera UEFA A?

MW: Tak, złożyłem wszelkie dokumenty, które pozwolą mi uczestniczyć w kursie trenera UEFA A. Jak się uda to zakończyć, to będzie dobrze.

PO: A teraz odejdźmy może od piłki nożnej. Oprócz pracy w Stali jesteś również nauczycielem wychowania fizycznego w Szkole Sportowej. Ale wcześniej pracowałeś w Zespole Szkół Muzycznych Nr 1 w Rzeszowie. Jak można przekonać muzyków do sportu? Udało Ci się to?

MW: Hehe, muzyków do sportu nie trzeba przekonywać, to są tak samo chętni ludzie do sportu jak wszyscy. Gorzej ma się przekonać ich nauczycieli instrumentalistów. Po kilku latach pracy w szkole muzycznej, wiem że racja jest po obu stronach, bo muzycy muszą dbać, żeby nie było kontuzji dłoni. Jest to bardzo ważne.

PO:  Zawód nauczyciela jest ostatnio bardzo krytykowany. Czy go lubisz?

MW: Lubię.

PO: Z tego co wiem masz również swoje pasję, o których mało kto wie. Bardzo lubisz grać w „Scrabble”. Kilka lat wcześniej wystąpiłeś zaś w teleturnieju w telewizji i coś w nim wygrałeś. Pochwal się tym!

MW: Tak, to prawda. W „Scrabble” gram w każdej wolnej chwili. Można mnie spotkać na www.kurnik.pl, chętnie zagram. Często gramy tam z Grześkiem Musiałem. Czasem nawet z nim wygram, a jest w tym naprawdę niezły. Gdyby były zawody parami, to byśmy pozamiatali towarzystwo, hahaha – w „Scrabble” oczywiście. A teleturniej, oj to dawne czasy, 1997 rok. Na wariata się tam zgłosiłem, to była „Magia liter”. Wygrałem tam dość sporo jak na tamte czasy kasy, a że byłem studentem, to szybko się rozeszły. Mam gdzieś nagranie na kasecie VHS, tylko gdzie teraz taki odtwarzacz znajdę?

PO: Masz dwóch synów Mikołaja i Kubę. Czy zostaną piłkarzami?

MW: Nie wiem. Obydwaj by chcieli, ale co z tego będzie to ciężko mi powiedzieć.

PO: Za kilka dni powitamy Nowy 2014 Rok. Jakie masz marzenia, zarówno te sportowe jak i prywatne?

MW: Chciałbym, aby 2014 rok był dla wszystkich rokiem dobrym, lepszym niż ten, który się kończy. Życzę tego wszystkim!

PO: My również życzymy Ci spełnienia tych marzeń i aby Nowy Rok był rokiem Stali !!! Dziękujemy za wywiad.

REKLAMA
reklama

Zobacz także