"Wynik mówi wszystko.."

19 Września 2007, godzina 23:32, autor:

Fatalna passa rzeszowskiej Stali nadal trwa. Na nic zdała się dobra gra biało-niebieskich w pierwszej połowie spotkania. W ostatecznym rozrachunku

Fatalna passa rzeszowskiej Stali nadal trwa. Na nic zdała się dobra gra biało-niebieskich w pierwszej połowie spotkania. W ostatecznym rozrachunku piłkarze Hetmana Zamość okazali się lepsi o to jedno decydujące trafienie, które pozwoliło im na wywiezienie ze stolicy Podkarpacia kompletu punktów.

To nie zespół zamojskiego Hetmana był wyraźnie lepszy od Stali w drugiej połowie, a to sama Stal przeszła w przerwie meczu niewytłumaczalną metamorfozę. Można doszukiwać się tutaj pewnej analogii konfrontując dzisiejsze spotkanie z wyjazdowym meczem z Kolejarzem Stróże. Wówczas również obserwowaliśmy dwa różne obrazy gry naszego zespołu.

W porównaniu z sobotnim meczem, w składzie rzeszowian nastąpiły pewne roszady, do gry powrócili zapowiadani Krzysztof Majda, a także Piotr Duda. Spotkanie w wyjściowym składzie rozpoczął Maciej Nizioł.

Mecz mocnym akcentem rozpoczęli piłkarze Hetmana, już w 2’ do piłki w polu karnym doszedł Osuch, jednak jego strzał wyłapał Krzysztof Petrykowski. W kolejnych minutach rzeszowianie zyskali już jednak przewagę. W 6’ Damian Wolański podjął próbę uruchomienia podaniem Lee Quaye, piłka jednak została oddalona przez obrońców Hetmana.

 Natomiast, w 7’ „Wolan” wrzucił piłkę z prawego skrzydła w pole karne, gdzie w dogodnej sytuacji do oddania strzału znalazł się Krzysztof Szymański, jednak piłka po jego strzale przeleciała wysoko nad bramką Baronowskiego.

Otwarta gra, jaką prezentował rzeszowski zespół, mogła zostać skarcona po krótkim rozegraniu rzutu rożnego wykonywanego przez Dariusza Pęgiela. Do piłki doszedł zespół Hetmana usiłując kontrować prawą stroną boiska.W 12’ minucie w bardzo dobrej sytuacji do wyprowadzenia Hetmana na prowadzenie znalazł się ponownie Dariusz Osuch, jednak dobrze w tej sytuacji zachował się Mba.

W pierwszej części spotkania goście pokusili się jeszcze o strzał z dystansu (21’), którego wykonawcą był Jakub Cieciura, strzał ten był jednak zbyt niedokładny.

Od tego momentu spotkanie rozgrywane było pod dyktando Stalowców. Warto przypomnieć akcję z 29’ kiedy to Damian Wolański wypatrzył  wchodzącego na prawe skrzydło Lee Quaye, piłka od niego trafiła do kapitana rzeszowian, który mógł wpisać się na listę strzelców strzałem zza pola karnego. Strzał ten z najwyższym trudem sparował Baronowski.

Stal doszła do kolejnej znakomitej sytuacji strzeleckiej, po tym jak Dariusz Pęgiel podał futbolówkę do Krzysztofa Szymańskiego, ten obsłużył podaniem „Wolana” który posłał piłkę „szczupakiem”w kierunku bramki gości. Strzał jednak okazał się niecelny.
W ostatnich pięciu minutach pierwszej części spotkania, rzeszowianie mieli co najmniej dwie stuprocentowe sytuacje do objęcia prowadzenia.

Duży wkład w  wypracowanie tych sytuacji miał Krzysztof Szymański, który zagrał z prawej flanki do będącego w polu karnym „Wolana”, jego strzał przeszedł jednak obok prawego słupka bramki gości. Zaledwie minutę później, „Szymek”  wypatrzył wysuniętego w polu karnym bramkarza Hetmana, ale niestety kolejna próba strzelecka zakończyła się niepowodzeniem.
Ostatnią akcję Stali, niejako dopełniającą obraz pierwszej połowy zainicjował „Perła” wrzucając piłkę z prawego skrzydła w pole karne Hetmana. Obrońcy oddalili jednak grę od pola karnego.

Pierwszą odsłonę meczu z  liderem można podsumować krótkim pytaniem: „Gdzie podziała się nasza skuteczność?”.Wypracowując sobie bowiem tyle dogodnych sytuacji, biało – niebiescy powinni, przynajmniej w dwóch z nich zmusić Marka Baranowskiego do kapitulacji. W zespole Stali Watkem Rzeszów podczas I połowy spotkania, wyróżniającymi się zawodnikami byli Damian Wolański, a także Krzysztof Szymański.

 Gra Stalowców pozwalała sądzić, że Kibice doczekają się pierwszych punktów po pięciu    meczach posuchy. Jak bardzo mylące były te przewidywania, pokazało następne 45 minut, w których swoją konsekwencję wykazali zawodnicy z Lubelszczyzny.

Bardzo groźną sytuację zamościanie mieli już na początku drugiej połowy, po tym jak próbę długiego podania do Lee Quaye podjął „Perła, jednak ostatecznie piłka znalazła się w posiadaniu zawodników gości. Kontra Hetmana mogła przynieść efekt w postaci bramki, błąd sprokurowany przez Piotra Dudę spowodował, że do sytuacji strzeleckiej doszedł Osuch, który posłał futbolówkę wysoko nad bramką „Petry”. Szczęście Stali dobiegło kresu w 49’ gdy pięknie piłkę zacentrował Sawa, przy niej znalazł się Polniak i oddał celny strzał na bramkę Stali.

Rzeszowianie bardzo szybko mogli doprowadzić do wyrównania, w 10’ Kamil Adranowicz zagrał piłkę z prawego skrzydła w pole karne, tam do piłki doszedł „Wolan”,  nastąpiła próba przerzucenia akcji na drugą stronę, gdzie odnalazł się Krzysztof Majda. W 65’ biało – niebiescy kopiują tę samą sytuację, cała akcja zkończyła się strzałem Majdy wzdłuż bramki Hetmana.

W kolejnych minutach obserwowaliśmy dość jednostronne widowisko, a  przed kolejną szansą w wyniku nienajlepszego zachowania rzeszowskiej defensywy stanął w 69’ Polniak, jednak sytuację wyjaśnił „Petra”. Rzeszowianie mogli doprowadzić do wyrównania po kontrze, gdy przed szansą stanął Damian Wolański.

Do oczekiwanej zmiany wyniku przy Hetmańskiej 69 jednak nie doszło, mecz zakończył się zwycięstwem wyżej notowanych rywali. Stal doznała kolejnej, czwartej już porażki z rzędu. W ocenie wielu, nie została ona poniesiona w wyniku błyskotliwej gry gości, a jedynie gdzieś w psychice Stalowców. Przecież obserwowaliśmy dwa, zupełnie odmienne oblicza tego samego zespołu. Nie można przejść milcząco obok tak słabych rezultatów osiąganych przez nasz Klub w tegorocznych rozgrywkach. Należy podjąć wszelkie działania zmierzające do tego, byśmy nie musieli weryfikować postawionych przed Stalą celów, nowa II liga jest przecież w zasięgu naszych możliwości.

Myślę, że do udania się na mecz wyjazdowy z Sandecją Nowy Sącz nikogo nie trzeba zbytnio zachęcać ;). WSZYSCY DO NOWEGO SĄCZA!

 

(Erzet03)

REKLAMA
reklama