Stali zawsze życzę jak najlepiej

4 Maja 2007, godzina 15:24, autor:

Rozmowa z Ryszardem Kuźmą, dobrze znanym w Rzeszowie trenerem Motoru Lublin. - Chyba to dla Pana takie dziwne uczucie odrzeć Stal Rzeszów

Rozmowa z Ryszardem Kuźmą, dobrze znanym w Rzeszowie trenerem Motoru Lublin.

- Chyba to dla Pana takie dziwne uczucie odrzeć Stal Rzeszów, klub który zawsze zajmuje w Pana sercu niezwykle ważne miejsce, z wszelkich złudzeń związanych z obecnym sezonem...?
- Nie powiedziałbym w tym momencie o "odarciu ze złudzeń". To zbyt mocne słowo. To jest tylko sport, piękno rywalizacji sportowej. Stali zawsze życzę jak najlepiej, ale nie ukrywam, że wygrana w Rzeszowie bardzo mnie cieszy. Tak samo jak cieszy mnie skandowanie mojego nazwiska przez kibiców zarówno Motoru jak i Stali. Odbieram to jako dowód uznania dla tego co robię teraz i co robiłem będąc w Rzeszowie. Radości jaką to sprawia nie da się zmierzyć. To niezwykle miłe. Tym bardziej, że zawód trenera jest często "niesprawiedliwy". Można dobrze pracować, a nie mieć wyników. Dlatego jeszcze raz chciałbym za te wyrazy szacunku kibicom podziękować.
- Skandowanie Pana nazwiska było sympatyczne dla Pana, ale jednocześnie może trochę niesprawiedliwe w stosunku do trenera Brzezińskiego, który, tak jak Pan będąc w Rzeszowie, całe swoje serce wkłada w pracę dla Stali Rzeszów. A trenerem też jest nie byle jakim... Nie uważa Pan, że jest trochę niedoceniany? Pan jednak miał za sobą zawsze większą grupę "obrońców". Była to trochę bardziej komfortowa sytuacja.

- Z pewnością tak. Ale nie wydaje mi się, żeby ten głos kibiców był dezaprobatą dla Piotra. Ja odebrałem to jednak jako podziękowanie dla mnie za to co tutaj zrobiłem i docenienie tego co w tej chwili udaje się robić z Motorem. Może ludzie zobaczyli, że mój zespół po prostu nieźle gra.

- Teraz pracując w Lublinie trafił Pan w końcu na naprawdę ambitnych i żądnych sukcesu zawodników. Oni zawsze dają z siebie wszystko. Czego dowodem była ich postawa na boisku i radość po zwycięstwie w Rzeszowie.
- Mnie jako trenerowi ciężko jest dokonywać porównań pomiędzy moimi obecnymi "podopiecznymi" i tymi, z którymi kiedyś miałem okazję pracować. Ja rzeczywiście cenię wśród piłkarzy ambicję i wolę walki. W Stali Rzeszów ostatnio po prostu nie wyszło. Myślę, że kiedyś powstanie jakaś analiza mojego autorstwa tej całej sytuacji. W tym momencie jeszcze jest za wcześnie. Natomiast cieszę się, że zauważono w Rzeszowie tę radość piłkarzy Motoru. Oni naprawdę ciężko pracują, zostawiają na boisku dużo zdrowia. Na to nakłada się jeszcze stres. I mimo to czerpią z gry dla swojego klubu przyjemność. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się to w tych chłopaków wszczepić. Mam nadzieję, że będzie ten stan rzeczy trwał jeszcze długo. Jest to naprawdę świetna grupa ludzi.

- Oprócz tego piłkarsko bardzo mocna...
- Nie jestem odpowiednią osobą do oceny, bo mógłbym nie być obiektywny. Chociaż jeśli chodzi o sam mecz w Rzeszowie to uważam, że Motor był drużyną lepszą i zasłużenie wygrał.

- A ta selekcja, pożegnanie jeszcze w trakcie sezonu niektórych zawodników, którego musiał Pan rok temu w Motorze dokonać, było warunkiem osiągania tak dobrych wyników teraz?
- Na pewno nie powiem nic złego na temat zawodników, z którymi już w Motorze nie pracuję. To też była fajna grupa. Jednak ich czas pracy dobiegł końca. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że nie są oni w stanie dać już temu klubowi wiele. Poza tym każdy, kto chciał grać w Motorze musiał pewne reguły przyjąć i się do nich stosować. Ci, z którymi się pożegnaliśmy chyba nie do końca byli do nich przekonani.

- Tajemnicą poliszynela jest, że w Motorze sytuacja finansowa jest dramatyczna. Jak udaje się Panu znajdować na codzień motywację do dalszej pracy?
- Dla mnie największą motywacją są piłkarze. Ja nie mogę ich zostawić. Wierzę w nich i jestem przekonany, że oni wierzą też we mnie. Wiemy, że jesteśmy razem i to nas "pcha do przodu".

- Jest szansa, że po ewentualnym awansie znajdą się w Lublinie dużo większe fundusze na działalność sekcji?
- Jestem po rozmowie z bardzo poważnymi ludźmi, którzy proszą mnie by tak grać do końca sezonu, a wtedy będzie możliwa systemowa pomoc ze strony miasta, która jest już zresztą przygotowywana. A ponieważ są to ludzie zarządzający Lublinem, więc naprawdę wierzę, że się uda.

- Czuje się Pan już powoli drugoligowcem?
- W żadnym wypadku. W tym momencie jestem szczęśliwy ze zwycięstwa, ale już muszę myśleć o kolejnym, sobotnim spotkaniu. Muszę kontrolować drużynę, by zeszła szybko na ziemię, nabrała na nowo szacunku do swojej pracy i zaczynamy od nowa "zasuwać" na treningach. Do końca rozgrywek aż osiem kolejek, liga to nie tylko Stal i Motor. Jest jeszcze czternaście innych zespołów i każdy z nich musimy szanować. Tym bardziej, że my na starcie rundy jesiennej byliśmy skazywani na środek stawki. Jak widać w piłce jest różnie i różne rozwiązania są możliwe. Mi na szczęście udało się dobrać dobry zespół ludzi i natchnąć wiarą, że może coś osiągnąć. Z każdym meczem rundy jesiennej nabieraliśmy pewności w swoich poczynaniach. Niestety runda jesienna się w pewnym momencie skończyła i musieliśmy przetrwać długą zimę i od nowa budować morale. A to wcale nie jest takie łatwe. Często na wiosnę odnosi się wrażenie, że zawodnicy bardzo się zmieniają. W ogóle ta runda jest zupełnie inna... Ale konsekwentnie będziemy dążyć do celu.

- W Rzeszowie zarzucano Panu, że runda wiosenna jest inna, ponieważ nie potrafi Pan należycie przygotować do niej drużyny. Teraz Pan ten mit obala.
- I to było dla mnie niezmiernie przykre, że ktoś kto w ogóle mnie nie zna, nie wie jak pracuję, rozpowiada tego typu teksty. Teksty nie mające żadnego poparcia w rzeczywistości.

- Porozmawiajmy na koniec o Stali Rzeszów. Zna Pan jej piłkarzy, z niektórymi bardzo długo Pan współpracował. Na co według Pana stać ten zespół jeszcze w tym sezonie?
- Po meczu z nami Stal pozbawiła się pewnego balastu. Dlatego uważam, że teraz powinno się grać jej łatwiej. W ogóle uważam, że niezupełnie potrzebne było stwarzanie w Rzeszowie tej niemiłosiernej "pompy" po wygranej w Kielcach. Czytając stronę internetową, miejscowe gazety byłem przekonany, że piłkarze wyjdą na boisko pod ogromną presją. Presja jest jak najbardziej pomocna, ale może dla tych pikarzy była ona zbyt duża. Teraz już jej nie będzie. Ale nie przesądzę jakie będą końcowe rozstrzygnięcia.

- W Rzeszowie wierzymy jeszcze ewentualnie w awans do baraży. Pan już raz ze Stalą w nich grał. Były to mecze dające kibicom wiele do myślenia...
- Mogę odpowiedzieć w ten sposób: nie awansowaliśmy, a to oznacza, że nie zrobiliśmy wszystkiego co było konieczne.

- Dziękuję za rozmowę i szczerze Panu życzę wielu sukcesów z Motorem. Bo kto jak kto, ale Pan na nie z pewnością zasługuje!
- Dziękuję.

(stal_rzeszów)

REKLAMA
reklama