Na dobrym poziomie mamy tylko kibiców

21 Czerwca 2008, godzina 17:23, autor:

- W Rzeszowie jak w soczewce skupiają się nierozwiązane problemy całego krajowego środowiska piłkarskiego. Od lat jest głód sukces&oacut

- W Rzeszowie jak w soczewce skupiają się nierozwiązane problemy całego krajowego środowiska piłkarskiego. Od lat jest głód sukcesów, których nie widać. Mamy kibiców na wysokim poziomie, ale piłkarze nie potrafią im dorównać - mówi dr Krzysztof Prendecki, socjolog.


W minionym sezonie rzeszowskim klubom: Resovii i Stali nie udało się wywalczyć miejsca w nowej II lidze. W nowych rozgrywkach zagrają w III, czyli de facto IV lidze. Po raz kolejny rzeszowska piłka znalazła się w marginalnej lidze, a kibice w stolicy Podkarpacia nadal nie będą mogli oglądać futbolu na choćby przyzwoitym poziomie.


Rozmowa z Krzysztofem Prendeckim*

Marcin Lew: Jak to się dzieje, że Rzeszów, miasto wojewódzkie nie może się doczekać drużyny piłkarskiej w co najmniej II lidze?

Krzysztof Prendecki: Rzeszów zaczął się prężnie rozwijać, pojawili się inwestorzy. A jak już jest chleb to trzeba również zapewnić ludziom igrzyska. Trzeba zapewnić pożywkę dla oczu. Rzecz jasna obecny szczebel rozgrywkowy przyciąga na trybuny tylko najwierniejszych sympatyków.

Wiadomo, że nie ma sukcesów sportowych bez sponsorów. Czy naprawdę tak ciężko jest znaleźć w Rzeszowie czy w okolicy firmę, która chciałaby pomóc piłkarzom?

- Myślę, że na tym naszym Podkarpaciu takich nie brakuje. Przykładowo firma Adama Górala notuje większe zyski w branży informatycznej niż Janusza Filipiaka. Tylko że ten pierwszy postawił na siatkówkę, a ten drugi sponsoruje zarówno piłkę jak i hokej w Cracovii. Dlaczego nie zwiększyć swojego zaangażowania?

Może firmy wolą już gotowy produkt. Inwestować w żużlowców czy siatkarzy, którzy są już na najwyższym poziomie, a w piłkę nożną trzeba by inwestować od podstaw.

- Pewnie że łatwiej. A najlepiej w pingpongistów czy szybowników. Mamy w tych sportach wspaniałe tradycje, pewnie nie ma tam tyle "przekrętów", a i wśród kibiców nie dochodzi do zakłóceń porządku. Trzeba jednak sobie zdać sprawę z tego, że to piłka jest numerem jeden. Z całym poważaniem, ale żużel poza naszymi granicami jest tak popularny jak wyścigi gokartów czy enduro. U nas przyciąga zwłaszcza w miastach, gdzie nie ma właśnie piłki kopanej. Siatkówka jest też u nas na wysokim poziomie, ale to wciąż dyscyplina w porywach z kilkoma tysiącami w hali.

Czy czasami od sponsorowania piłki nie odstraszają afery korupcyjne i atmosfera na meczach?

- Inwestowanie przez biznesmena, który dorobił się swego majątku ciężką pracą, w sport, który jest we władaniu zorganizowanej grupy przestępczej nie należy do przyjemności. Nie każdy może na to wszystko beztrosko patrzeć i powiedzieć jak sędzia w filmie Janusza Zaorskiego: "Ja jestem uczciwy, zapłacili za trzy zero to będzie trzy zero".

A pseudokibice - no cóż, chuligani są w wielu krajach europejskich, tylko że z trybun, jak w Wielkiej Brytanii, zeszli do "podziemia". W Poznaniu od lat na stadionie Lecha jest wspaniała atmosfera i jest bardzo spokojnie, co nie przeszkadza, że w środowisku tzw. hoolsów poznaniacy są uważani za numer jeden. Tylko że ci, których rozpiera energia, jadą do lasu na udział w bójce (wg policji) czy na "boks grupowy" (jak chcą sami zainteresowani).

A może po prostu pewnej grupie nie zależy na wspinaniu się w górę tabeli? Teoretycznie lepiej jest wygrywać niżej, niż bić się o utrzymanie w wyższej lidze. Piłkarzom łatwiej o premie i mają większą pewność, że klub nie zastąpi ich lepszymi zawodnikami.

- Do tej pewnie grupy adresowana była treść transparentu wywieszonego kiedyś w kraju: "Dla was żel, fury i kasa, a dla nas wstyd". Pierwszoligowe gwiazdy, które w tym sezonie przyszły do Resovii, dostawały po 8 tys. zł miesięcznie. A dla niejednego młodego fana odłożenie 30-40 zł na wyjazd na mecz było nie lada wyrzeczeniem. Jednak jechał sporo kilometrów, żeby zdzierać dopingiem gardło i zobaczyć, że piłkarzom nie zawsze chciało się nie biegać.

Kto najbardziej cierpi na takim stanie rzeszowskiej piłki? Wydaje się, że kibice, szczególnie ci stali, którzy od kilku lat żyli nadzieją na awans. W Resovii fani już od dłuższego czasu przyzwyczajeni są bowiem do tego, że w klubie jest ciężko.

- W Rzeszowie jak w soczewce skupiają się nierozwiązane problemy całego krajowego środowiska piłkarskiego. Od lat jest głód sukcesów, których nie widać. Jedno jest pewne. Osoby z zewnątrz oglądające ostatnie derby Rzeszowa stwierdziły, że kibiców tworzących odpowiednią atmosferę, nadających koloryt widowisku, mamy pierwszoligowych. Podobnie jest z reprezentacją kraju, gdzie kibice stoją o kilka półek wyżej niż zawodnicy, którym kibicują. Do tego poziomu nie potrafią dorównać. Przed sezonem można sobie podśpiewywać "nic się nie stanie", a po sezonie "nic się nie stało".

A może problem tkwi w działaczach? Może mają zbyt wielkie mniemanie o swojej wiedzy na temat piłki nożnej i chcą być ludźmi od wszystkiego?

- Przypomina się jak Kmicic rzekł do ks. Kordeckiego: "Ojcze kochany, wielkie w was serce, bohaterskie i gorące, ale się na armatach nie znacie". Niejednokrotnie już znaleźli się tacy, co na piłce się nie znają. Mało tego, zabrakło im serca do klubu i chcieli się tylko obłowić. I to zrobili, poprzez transfery, złe umowy.

Sporo się jednak już zmieniło na dobre, kiedy zaczęły powstawać stowarzyszenia kibiców piłki nożnej, wśród których nie brak oddanych sprawie, znających się na rzeczy, a już na pewno na pierwszym miejscu stawiających nie dobro swoje, a klubu.

Jak można rozwiązać problem rzeszowskiej piłki? Nie ma chyba idealnej recepty...

- Rozwiązanie problemów najlepiej zilustrować dużo mówiącym przykładem. Niedawno premier Tusk otwierał uroczyście w Izdebkach nowe boisko. I wszystko pięknie. W mniej więcej tym samym czasie na osiedlu Krakowska-Południe pojawił się pomysł Resovii, powstania profesjonalnego boiska piłkarskiego. Rada osiedla jednak zdecydowała, że w tym miejscu zamiast młodych adeptów piłki mają nadal rozwijać się krzaki i chaszcze.

Były swego czasu głosy, że miasta nie stać na utrzymanie dwóch klubów na dobrym poziomie. Były próby łączenia zespołów. Czy to by zatrzymało degrengoladę rzeszowskiego futbolu?

- Któryś z klubów by musiał wchłonąć drugi. Ciężko mi to sobie wyobrazić. To nie Kielce, gdzie Korona połączyła się z Błękitnymi, czy Polonia z Polną w Przemyślu, albo Szombierki z Polonią w Bytomiu. Problem polega na tym, że zarówno kibiców Błękitnych, Polnej jak i Szombierek można byłoby zmieścić do jednego busa. W Rzeszowie wydaje się to niemożliwe. Rowy są zbyt głębokie, by dało się je zasypać.

*Krzysztof Prendecki - dr socjologii z Politechniki Rzeszowskiej, od lat kibic piłkarski.

Podyskutuj o rzeszowskiej piłce

Rzeszowcy piłkarze zagrają jedynie w III, czyli de facto IV lidze. W stolicy Podkarpacia znowu nie będzie można oglądać futbolu na choćby przyzwoitym poziomie.

Co jest przyczyną tak słabej postawy rzeszowskich piłkarzy? Kto jest winien temu, że Rzeszów nie ma drużyny w co najmniej II lidze? Co trzeba zrobić, by ten stan rzeczy uległ zmianie? Jaka jest recepta na powrót rzeszowskiej piłki na piłkarską mapę Polski?

Na dyskusję zapraszamy na forum www.rzeszow.gazeta.pl.

Na opinie czekamy pod nr. tel 017 780 30 37, można je także przesyłać e-mailem: listy@rzeszow.agora.pl z tytułem "Rzeszowska piłka".
Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów

 

(misiek)

REKLAMA
reklama