Cieszą niezwykle ważne trzy punkty

22 Kwietnia 2007, godzina 11:55, autor:

Takiej dramaturgii i huśtawki nastrojów z ostatecznym "happy endem" nie było nam dane już dawno podczas pojedynków Stali Rz

Takiej dramaturgii i huśtawki nastrojów z ostatecznym "happy endem" nie było nam dane już dawno podczas pojedynków Stali Rzeszów przeżywać. We wczorajszym trzecioligowym szlagierze przeciwko niezwykle mocnemu finansowo, ale i piłkarsko, Kolejarzowi Stróże rzeszowianie odnieśli najważniejszy w tym sezonie sukces (notabene pierwszy w bieżących rozgrywkach nad ekipą z czołówki ligi). Zdobyte dzisiaj trzy punkty pozwoliły odskoczyć bezpośredniemu rywalowi w tabeli oraz, co niezwykle ważne, uzyskać korzystny bilans w bezpośrednich starciach ze stróżanami. Determinacja i konsekwencja w dążeniu do celu pozwoliły w ostatnich 25 minutach odrobić dwubramkową stratę i na 30 sekund przed końcowym gwizdkiem zadać decydujący cios. Cios, który jest cenny tym bardziej, że to goście, w przebiegu całego spotkania, prezentowali się dużo korzystniej.
Kolejarz już od pierwszego gwizdka zaczął dyktować warunki. Goście, którym tylko w meczach wyjazdowych dane jest grać na równej murawie pełnowymiarowego boiska, potwierdzili swoje drugoligowe aspiracje i nieprzeciętne umiejętności pikarskie. W 5. minucie piłkę, po groźnym strzale Krzysztofa Treli, na rzut rożny sparował jego imiennik Petrykowski. Chwilę póżniej golkiper gospodarzy nie mógł już jednak nic poradzić. Dośrodkowanie z "kornera" na bramkę zamienił kompletnie nieupilnowany w polu karnym przez rzeszowskich defensorów Rafał Berliński. Podopieczni Piotra Brzezińskiego długo nie potrafili się otrząsnąć po tak szybkim i niepotrzebnym knock-downie. Przyjezdni spokojnie "klepali" Stalowców oraz wykorzystywali szybkościową przewagę Bogdana Petrovića nad Krzysztofem Majdą, czym siali popłoch w szeregach przeciwnika. Ale to nie Petrović, a Arkadiusz Bałuszyński miał w 13. minucie niezłą okazję na podwyższenie prowadzenia, jednak jego soczysty półwolej z narożnika pola karnego poszybował minimalnie ponad poprzeczką. Biało - niebiescy szanse do wyrównania zaprzepaszczali natomiast chwilę póżniej, gdy po błędzie Pyskatego do pustej bramki z ostrego kąta nie trafił Szczoczarz (20. min) oraz gdy Krystian Lebioda z 8. metra skierował piłkę ponad poprzeczkę. Ten brak skuteczności mógł się rychło zemścić. W przeciągu dwóch kolejnych minut strzelając po ziemi niewiele pomylił się Berliński, a Bałuszyński zbyt mocno podawał do wychodzacego na czystą pozycję Petrovića. Ostatni kwadrans pierwszej części to nieudolne próby oddania przez rzeszowian strzału po wrzutkach Pawła Kloca w pole karne stróżan ze stałych fragmentów gry.

Po zmianie stron obraz gry niewiele się zmienił. To ekipa trenera Hajdo grała mądrze i kontrolowała przebieg meczu, starając się wykorzystać nadarzające okazje. Pierwsza próba - Adriana Basty z dziesiątego metra (56. min) - nad bramką. Kolejna - niestety celna. Bałuszyński wyprzedził Majdę oraz Rzucidłę i skutecznym lobem dopiął swego. Była to kwintesencja bezradności rzeszowian w pierwszej godzinie spotkania. Wydawało się, że jest po meczu. Tym bardziej, że linia defensywy gości, z Markiem Gołąbkiem i Jano Frohlichem na czele, nie dopuszczała do jakiegolwiek zagrożenia "z gry" bramki Pyskatego. Jak się okazało, na całe szczęście, wystarczyły jednak Stali stałe fragmenty oraz odrobina szczęścia. Pierwszym sygnałem mówiącym, iż należy walczyć do końca było podyktowanie rzutu karnego za faul na Damianie Wolańskim i  wykorzystanie go przez Łukasza Szczoczarza (choć niewiele brakowało by Krzysztof Pyskaty zdołał wybronić jego uderzenie). Stal zwietrzyła szansę. Zespół "rozruszał" nieco wprowadzony Paweł Wtorek. Ale główne zagrożenie to były wciąż dośrodkowania z rzutów wolnych i rożnych. W 78. minucie w końcu jedna z tych prób przyniosła oczekiwany efekt. Piękną "główką" tuż przy słupku własnego bramkarza pokonał Rafał Berliński. Ostatnie chwile spotkania to z jednej strony chęć uszczknięcia dodatkowych dwóch punktów, a z drugiej przymus skutecznej gry obronnej i niwelowanie ryzyka nadziania się na skuteczną kontrę przeciwnika. Oba zespoły stworzyły sobie po jednej okazji przed doliczonym czasem. Najpierw Krystian Lebioda swoim nieprzeciętnej urody miękkim, górnym, prostopadłym podaniem otworzył napastnikom drogę do celu. Arbiter odgwizdał jednak pozycję spaloną. Chwilę potem odpowiedzieli stróżanie. Po dośrodkowaniu z prawej flanki wślizgiem - strzałem z 5. metra popisał się Piotr Chlipała. Petrykowski był na posterunku. W 93. minucie nagrodzone zostały wszystkie starania Stali w walce o zwycięstwo. Najlepiej w polu karnym po wrzutce z wolnego z połowy boiska Pawła Kloca znalazł się Damian Wolański i zanotował decydujące trafienie. 30 sekund później usłyszeliśmy końcowy gwizdek. Radości na trybunach nie było końca.

Miejmy nadzieję, że wygrana w tak istotnym dla układu tabeli spotkaniu będzie impulsem, który pozytywnie wpłynie na postawę zawodników w następnych kolejkach. Szczególnie tej 2 maja, kiedy to na Hetmańską zawita liderujący rozgrywkom lubelski Motor. Wtedy niekoniecznie musi dopisywać Stali tyle szczęścia, co dzisiaj. Przeciwko lublinianom, ale i rezerwom kieleckiej Korony, należało będzie zaprezentować dużo lepszy futbol. Futbol przemyślany, pomysłowy i skuteczny zarówno w ataku, jak i defensywie. Bo właśnie postawa, wydawałoby się niezwykle silnej personalnie, defensywy pozostawiała wczoraj naprawdę wiele do życzenia... Ale zwycięzców sądzić się nie powinno, więc zapomnijmy o kiepskim stylu, a cieszmy się z trzech punktów. Tym bardziej, że w Radzyniu za niezłą grę premii punktowej nikt Stali nie przyznał.

Na koniec warto wspomnieć o żenujacej postawie niektórych "kibiców". Opuszczanie przez nich stadionu już w 60. minucie, tuż po stracie przez Stal drugiego gola, pozostawię bez komentarza...

(stal_rzeszów)

REKLAMA
reklama